Rozumiem zamysł i konwencje filmu ale końcówkę oglądałem "rozdziawiony".
Nie wierzę , że są dorośli ludzie pozbawieni jakiegokolwiek instynktu, woli walki o życie i rodzine. Rozumiem argument paraliżującego strachu i kultury wychowania ale taka bezsilność jest niewiarygodna.
Serio po akcji ucieczki z domu wracać po maskotkę, a następnie jednak zostać?
Zostawić żonę z dzieckiem w samochodzie bez wyjaśnień?
Żona nawet nie zapytała dlaczego uciekają w nocy .
Itp. Itd.
Niestety końcówka to papka , która zaniża ocenę filmu.
Przede wszystkim irracjonalne jest to, że jeden z bohaterów zapłacił kartą w barze. Jest to pierwsza rzecz jaką sprawdza się przy zaginięciach. Nie ma opcji żeby było tyle ofiar.
Wystarczyłyby 2 płatności różnych ofiar i już ich mają :)
Plus nie chce mi się wierzyć, że porwana dziewczynka na oko 6-7 letnia nie będzie w stanie zakomunikować komukolwiek (choćby podczas wakacji) że została porwana, nawet nie mogąc mówić. Sms, internet, kartka papieru etc
No, wiesz... Jeśli dziecko ma wyprany mózg i w dodatku wie, co może się stać gdy spróbuje komuś coś przekazać, to może się tak zachowywać.
Ten gość w barze był podejrzany i mógł być w to zamieszany. Zauważ, że oni są jedynymi gośćmi w tym miejscu.
Dokładnie! Chociaż jaki miałby w tym interes? Pieniądze? No nie bardzo, bo nie była to bogata rodzina. Handel dziećmi? Możliwe, że otrzymywał profity i nie każde dziecko trafiało jako maskotka do wabienia dalszych rodzin, tylko było sprzedawane i tu faktyczne duże pieniądze mogły wchodzić w grę.
Co do karty kredytowej - to wszystko mogło być jedną wielką ściemą. Skoro hiszpańskojęzyczny "opiekun" był wtajemniczony, to tak samo mogło być z barmanem, a innych ludzi w knajpie nie widziałem...
Ich znajomi wiedzieli, że tam jadą no i mieli kartkę od Patricka i żony. Jeżeli oni cały czas mieszkają w jednym miejscu to mistrzami zacierania śladów nie są.
To chyba jednak trochę ta konwencja filmu. Ofiary nie zrobiły nic żeby uciec, to trzeba założyć, że służby również są tak nieudolne i pozwalają.
Pełno tam było zastosowanych zabiegów z tanich horrorów, a wolał bym żeby już to był tani horror a nie jakiś film fantazy...
Zgadza się, razi ten brak logiki i wiarygodności, bo reszta intryguje: ciekawy pomysł, klimat, bohaterowie. Ale jeśli to inspiracja Funny Games, to to trochę taki Haneke dla ubogich. Być może broni się jako jakaś wydumana metafora, ale na poziomie fabuły nie do końca przekonuje.
Gdyby od początku film był prowadzony w takiej "niewiarygodnej" narracji to rozumiem, powiedziałbym średniak ale chociaż równy. Tutaj jednak dostajemy na początku smaczek czegoś ciekawego, niepokojącego, a końcówka to but na domek z zapałek...
Chłopaki, dzięki, doskonale wyraziliście słowami to co czuję po filmie, a sam nie potrafiłem tak od razu ująć
Dziękuję za ten głos rozsądku. Usiłowałem znaleźć w internecie informację, czy reżyser sam ma dziecko, bo wszystko wskazuje na to, że nie. Duńscy rodzice w filmie naprawdę szczerze kochają swoją córkę, w takiej sytuacji instynkt rodzicielski spowodowałby, że rozszarpaliby przeciwników - a przynajmniej próbowali to zrobić. To jest bardzo biologiczne uczucie: chęć ochrony potomstwa, bardzo pierwotne. Za to w filmie ojciec jest sparaliżowany (dwa razy "rzuca się" na oprawcę), matka trochę krzyczy i wymachuje rękami, a potem potulnie rozbierają się i dają ukamienować. Całkowicie absolutnie nieautentyczne, nieprawdziwe, nieprzekonujące, naciągane.
Mnie jeszcze rozwalił moment gdy ojciec widząc nadjeżdżający samochód (podczas szukania żony i córki), wiedział przecież kto jedzie, więc czemu wtedy nie wziął do ręki jakiegoś kamienia czy coś.. i się popłakał.. a żona która powinna oczy wydrapać tej drugiej, gdy odjechali bez córki - dlatego pierwsza dostała kamieniem przynajmniej tak od razu pomyślałam. Teraz jestem zła sama na siebie, że obejrzałam ten film.
Dokładnie... Przyszłam tu żeby to właśnie napisać.
Jeszcze przecież w domu gospodarzy mieli też zasięg mogli z samochodu zadzwonić na policję, chłop przecież dziecko nieżywe widział w basenie.
Dziewczyncee obcięli język, a jej matka siedzi obok baby w aucie i nic nie robi konkretnego, bije pięściami w powietrze. Ojciec mógł chociaż próbować wyrwać kierwonice temu facetowi. Ja rozumiem strach, no ale też jakiś instynkt obronny wskakuje. To było aż zbyt przesadzone, że ta para gości w ogóle się nie broniła, przecież nawet na kamieniołomie gospodarze nie byli uzbrojeni, było kilka możliwości ucieczki lub obrony.
Ja to zrozumiałam tak, że po odebraniu im córki stracili jakąkolwiek nadzieję na wyjście z sytuacji - obydwoje byli przecież totalnymi ciamajdami życiowymi, więc w jaki sposób mieliby walczyć o swoje dziecko, skoro zostało im odebrane przez jakiegoś typa na środku ulicy? Już wtedy wiedzieli, że niezależnie od tego co zrobią to i tak umrą tej nocy, dlatego się całkowicie poddali.
Chociaż wiadomo, jakbym była na ich miejscu to bym się nie cofała już za pierwszym razem, nawet po maskotkę córki - wyrodna ze mnie by była matka :P
Cóż, i dobrze byś zrobiła. Powiedziałbym, że lepiej by córeczka nie miała maskotki niż języka :P
W życiu bym nie cofnęła się po maskotke.
Z tego było proste wyjście. Wjeżdżają do sklepu gdzie była kupiona. Po cichu wkładają do walizki ze niby znaleziona. Wyjście numer dwa. Kupują w sieci drugiego i dzieciakowi mowia ze kurier przywiózł od gości. A pozatym jak już cofnęli się do nich w celu poszukiwania misia to trzeba było ściemniać ze musieli wyjechać bo ktoś z rodziny trafił do szpitala i zmykać a nie w obcym mieście w obcym domu rzucać się z pretensjami do ludzi których się nie zna
W życiu bym nie cofnęła się po maskotke. Z tego było proste wyjście. Wjeżdżają do sklepu gdzie była kupiona, kupuja i Po cichu wkładają do walizki ze niby znaleziona(dzieciak zadowolony). Wyjście numer dwa. Kupują w sieci drugiego i dzieciakowi mowia ze kurier przywiozlł od gości. (Dzieciak zadowolony)A pozatym jak już cofnęli się do nich w celu poszukiwania misia to trzeba było ściemniać ze musieli wyjechać bo ktoś z rodziny trafił do szpitala i zmykać a nie w obcym mieście w obcym domu rzucać się z pretensjami do ludzi ktorych się nie zna
Ja bym się po maskotkę cofnął ale co do reszty to racja - nic bym nie tłumaczył tylko że niby w pośpiechu musimy jechać, bo ktoś chory albo sąsiadka dzwoniła, że było włamanie do domu ;)
Przecież o to w tym wszystkim chodzi. To metafora dzisiejszych ludzi i ich relacji. Specjalnie ukazano to w skrajny, metaforyczny sposob. Sam glowny bohater zapytał- czemu nam to robicie i uzyskał odpowiedź- bo nam na to pozwalacie. Chodzi o to, że w dzisiejszych czasach łatwo ufamy obcym, dajemy się manipulować, i tak dalej i tak dalej... Ludzie w bardzo dosłowny sposób odbierają ten film.
Zgadzam się. Dla mnie było od początku tyle czerwonych flag, że od razu bym się ewakuowała. Przemoc w stosunku do dziecka, kłamstwo o byciu lekarzem, gdzie później przyznaje się że nigdy nie pracował (to jak się utrzymuje? I rodzinę?). Mąż w ogóle nie informował o niczym żony, z wzajemnością. Najpierw ona chce uciekać do domu, później on. Dawno nie widziałam tak beznadziejnego filmu. Jeżeli ktoś w rzeczywistości faktycznie jest taką ciamajdą, jak głowa rodziny pod koniec filmu, gdzie ani nie próbował walczyć ani ratować rodziny, tylko puścił pawia w aucie, to szkoda słów..
Zgadzam się, końcówka filmu naiwna i wręcz głupia... Można oczywiście porównywać do ofiar holokaust... Ale zachowanie tej pary bez instynktu walki czy ucieczki bardzo psuje ten film...
Ciekawią też inne kwestie:
1) ta park jechała pół Europy z Holandii do Włoch żeby zagaić sobie potencjalnie pasujące do profilu ofiary? Które koniec końców powinny być z ich regionu żeby mogli je zaprosić do siebie :D
2) w jednej ze scen Bjorn w szopce widzi dziesiątki zdjęć innych rodzin, gdyby średnio na jedno porwanie i jego planowanie poświęcali kwartał to jakim prawem obskoczyli tyle ofiar (liczba zdjęć)?
Mnie najbardziej zszokowało, że Bjorn miał szanse uciec. To nie był przypadek, że facet stanął przy poboczu się wysikac i zostawił kluczyki w samochodzie.. dał im ostatnią szanse na ucieczkę, nie wykorzystali to już wiedzieli, że wszystko pójdzie zgodnie z planem..
Może się wydawać dziwne ich zachowanie, jednak mam jedno ale. Jestem historykiem i natychmiast nasunęło mi się zachowanie Żydów, jak szli potulnie na śmierć. Czasami wystarczyło kilku Niemców dla kontroli setek osób. Pamiętam taki opis, jak tysiące Żydów bez pilnowania maszerowało z miasteczka na stację na pewną śmierć. Nikt nie uciekał, grzecznie i potulnie maszerowali. Mógłbym podać setki innych przykładów.
Nawet to zejście do dołu, to natychmiast skojarzenia z masowymi mordami na wschodzie na ludności żydowskiej.
I co to zmienia? W tym filmie agresor miał choćby o wiele większą siłę fizyczną, jego żona miała nożyczki, kto wie co jeszcze mogli mieć. Akurat ta słaba obrona ofiar w ogóle nie wydaje mi się nierealna, ja domyślnie założyłem że tamci mają broń, tak samo założyłbym na miejscu ofiar. A jakbym jeszcze z parę razy dostał z pięści to już w ogóle nie wiem co bym potem myślał i czy cokolwiek jeszcze mógłbym myśleć. Mnie się właśnie bardzo realne wydaje ich zachowanie, choćby to że facet nie przeskoczył na miejsce kierowcy próbując ucieczki niczym jakiś hollywoodzki bohater, to się i tak zwykle w filmach nie udaje.
ale po porwaniu dziecka mogła odgryźć ucho babie.... cokolwiek. zresztą jak idę śmierć to lepiej szybką w zwarciu niż un wie co psychopata szykuje.....
Niby tak ale myślę, że wielu ludzi ma po prostu do ostatniej chwili, nawet w beznadziejnej sytuacji, nadzieję na życie jednak... ja bym chyba miał...