Oglądałem z dużym zainteresowaniem. Ciekawa kilkuwarstwowa fabuła z niespodziewanym zakończeniem. Szkoda, że film jest tak mało znany. Został bardzo dobrze przyjęty przez krytyków filmowych.
Wątków jest tyle, że starczyłoby na telenowelę. Znaleziony szkielet a obok niego gwiazda szeryfa i sygnet masoński powodują wszczęcie śledztwa. Czyj to szkielet? Co się wydarzyło ponad 30 lat wcześniej? Na pochwałę zasługuje świetna reżyseria - szczególnie płynne przejścia z teraźniejszości w przeszłość za pomocą jednego ujęcia kamery. Zostaje też w pamięci postać grana przez Kristofersona. Nie jest to western, choć akcja się toczy na pograniczu meksykańskim. Polecam film, lecz nie wszystkim - tym którzy lubią strzelanki i wartką akcję odradzam.
Przez krytykę może, ale mocno niedoceniony, jeśli chodzi o nagrody. Niesłusznie, bo to znakomita robota filmowa pod każdym względem.
Chociaż mnie nie bardzo pasował ten cały wątek czarnej rodziny. Trochę doklejony na siłę, bo o ile dziadek właściciel baru miał spory udział w głównej historii, to jego syn i wnuk żadnego. Było też trochę niekoniecznych scen, np. dyskusji o programie historii.