Castlevanii nie obejrzałem od razu, nie wchłonęła mnie całego, a sam raczej zabierałem się do niej z rezerwą. Mimo to, przyciąga klimatem, kreacją świata ( choć przecież nie ona pierwsza podejmuje tematy Transylwanii ), który wraz z postępem fabuły ewoluuje i choć zarazem zyskuje swoje własne barwy i smaki, to coraz bardziej utrwala drobne błędy i uchylenia, które na końcu potrafią przybrać na wadze. Jakimkolwiek by jednak nie był, zdecydowanie wszyscy mają w nim przesrane. Protagonistów jest ledwie garstka, a świat pęka w szwach od stworzeń nocy i wampirów, których jest tak wielu, że antagoniści płynnie przechodzą w antybohaterów i na odwrót. Dodatkowo, koncepcja wybrakowania protagonisty, który niemal przypadkiem dopina swego jest wyjątkowo ciekawa, a wręcz odświeżająca. Nie zobaczymy tu wojny dobra i zła na dużą skalę, oblężeń Minas Tirith i Gandalfów Białych, co wychodzi na dobre i nadaje światu wiarygodności, której mu brakuje. Bohaterowie nie są jednak porzuceni zupełnie, lecz stanowią ciekawą i zabawną mieszankę, której nie da się nie kibicować i stanowią potrzebną równowagę dla Vlada Palownika i jego przyjaciół. Serial posiada swoje wady, przytrafi mu się również poświęcić scenariusz dla efektu zaskoczenia, lecz mimo problemów potrafi sprawić przyjemność i chyba właśnie jako slasher z "character-driven story" sprawdza się najlepiej.